Są rachunki najtrudniejsze do spłacenia. Kiedyś od kolegi (którego nadal lubię) dostałam upominek. Wiedział, że największą przyjemność może mi sprawić dobrym piórem lub długopisem. Podziękowałam i pochwaliłam się innemu znajomemu, który był również jego kolegą. Powiedział coś co wzbudziło mój niepokój:
- Poczekaj, on kiedyś wystawi ci rachunek. Zabrzmiało to złowieszczo. Niestety, miał rację.
Po latach dałam się nabrać koleżance. Podarowała mi coś, co zupełnie było dla niej nieprzydatne, był to bowiem nietrafiony prezent od jakiegoś członka rodziny. Było miło, ale jak się niebawem przekonałam, potrzebna byłam do rozwiązania ,a właściwie wielokrotnego rozwiązywania jej problemów. Pomogłam raz, a ona mnie zawiodła. Osoby, które prosiłam o przysługę pewnie do dzisiaj mają do mnie żal, bo moja koleżanka nie podjęła najmniejszego wysiłku w celu rozwiązania tej sprawy. Z dnia na dzień, a może i z godziny na godzinę ta sprawa przestała być dla niej ważna.
Jakby tego mało za drugim razem było tak samo. Frajerka ze mnie. No i kolejny przypadek, ze strony innej znajomej, odwiedzającej kraj dość rzadko. Za przywieziony dla mnie mały upominek, po paru dniach, wystawiła znacznie wyższy rachunek. Tym razem spodobały jej się moje kremy, żele, peelingi i maski ( prawie cała linia „ Artline” Anti age firmy BingoSpa, a że „wpadła” do Polski „na chwilę”, nie było czasu na zakupy. W grę wchodziły wyłącznie upominki.
Obdarowałam ją wszystkimi „pojemnikami” kosmetyków i było mi trochę przykro. Nie lubię spóźnionych rachunków, zawsze daję coś z sympatii, za dobre serce... a życie koryguje takie zachowanie.
No cóż ciągle się uczę.